
Kiszka ma różne znaczenia we współczesnej polszczyznie. Obrazek powyższy sugeruje pewne związki z mlekiem, a te kiszka niewątpliwie ma, lecz w mowie śląskiej, jakże bliskiej Plamkowi. Jest w niej bowiem kiszka najzwyklejszą serwatką.
Uzyskać jej z dziś dostępnego mleka UHT się przecież nie da. Mikroustroje wybito w pień wysoką temperaturą i po ptokach. No owszem, można jogurtu dodać... Ile to razy się słyszało od lekarzy o napoju mlekopodobnym, gdy się przebąknęło o UHT?
A kiedyś mleczarz przynosił flaszkę codzienną, zostawiał na płocie w specjalnym koszyczku albo pod drzwiami, eh. Trochę się wypiło, a reszta „dojrzewała” do kiszki pod tym takim kapslem z miękkiej blaszki-nieblaszki.
Ale do rzeczy. Po latach tęsknot Plamek odkrył „Zimne mleko. Prosto do picia”, które ma niby usunięte 99% bakterii (czyli te najpotrzebniejsze musiały zostać), jest pasteryzowane w niskiej temperaturze i zachowuje walory krowiego – tyle etykieta. Najważniejsze: działa kiszkotwórczo!
I jeśli wierzyć Wikipedii, to w Stanach serwatki rzekomo jest jak na lekarstwo i można ją dostać na receptę.
PS. To, co powszechnie w PL rozumie się pod słowem kiszka, na Śląsku jest krupniokiem.