Przyjechał Plamek z Plamkową, swym bratem i bratową do Pragi dzień wcześniej. Dzięki błądzeniu (bo GPS się wypiął) zobaczył po drodze ładne zimowe krajobrazy północnych Moraw.
Bez bąbelków, bez fajerwerków - głównie przez jakieś żołądkowe jazdy Plamek po prostu się dobrze wyspał z 31 grudnia na 1 stycznia i niczego nie żałował, jak się już obudził. Wziął swą panią P. na zwiedzanie Much i okolic Kafki, zresztą na kawkę też. W Pradze nie tylko piwo można, po którym jak wiadomo chce się...
No i wykorzystał to jeden taki David. Olewanie Czech, nie? Ale Plamek lubi i nację całą, i stolicę samą. Nie olewa.
Po zjedzeniu paru kasztanów, namówił resztę swojej wyjazdowej ekipy oraz jednego prawie miejscowego, by zajrzeć do tyłka posągom artysty Czernego (tego właśnie Davida). W ogóle to już wcześniej udało mu się w Lucernie pokazać im św. Wacława na zdechłym koniu wiszącym za nogi.
Na koniec Plamek zorientował się też, że Czesi mają podobny stosunek do świata:
Mmm, szczęśliwego nowego roku!
OdpowiedzUsuńbtw - jaki jest sens tego malowidła na ostatnim zdjęciu? widzę buldożery i czołgi, ale dopowiedzcie mię uprzejmie resztę metafory.
do malowidla, zamkniete kolo, Ci co buduja Ci tez to niszcza - koparka i czolg
OdpowiedzUsuń